poniedziałek, 30 września 2013

(Prze)chwalenie (się)

Chwalenie i przechwalanie się to dwie różne postawy, ale granica pomiędzy nimi jest tak subtelna, że łatwo je ze sobą pomylić. Odnoszę wrażenie, że matki w tej materii doświadczają szczególnych pokus...

Najłatwiej bowiem oceniać postępy swojego dziecka porównując je z innymi - w prostej linii ten proces generuje komunikaty pochwalne według schematu "moje dziecko umie, a inne jeszcze nie" albo "moje młodsze a zdolniejsze, bardziej wyrośnięte" itp.

Sama wpadłam nie raz w te koleiny i stukałam się w czoło. Bo czyż do pochwały konieczne jest tło w postaci mniejszych osiągnięć kolegów i koleżanek naszego dziecka?

O ile lepiej brzmi "Nasza córeczka umie już wycinać trójkąty". Pochwała dla samej pochwały. Bez deprymowania innych i bez karmienia własnej pychy.


sobota, 28 września 2013

Wszyscy na jednego

Jakiś czas temu starsza Pociecha przyszła z przedszkola i powiada, że na przedszkolno-szkolnym placu zabaw spotkała dziewczynkę, która siedziała smutna, bo nikt z jej klasy nie chciał się z nią bawić i wszyscy od niej uciekali.
- Ja ją pocieszyłam i bawiłyśmy się razem, i już nie była smutna.
Byliśmy bardzo dumni z naszej córeczki.

Dziś usypiając dziewczynki przypomniałam sobie tamtą sytuację i zastanawiałam się, w którym momencie zatracana jest ta naturalna wrażliwość na smutek osoby odtrąconej przez większość...Bardzo łatwo wymienić ją na bezpieczne poczucie przynależności do "lepszych", "silniejszych", "bardziej wpływowych"...

Kiedyś, w pracy, usłyszałam mrożące krew słowa: " (...) bo żeby się zjednoczyć, trzeba mieć wspólnego wroga. Jeśli wróg przestał być wrogiem, trzeba znaleźć kolejnego". Ten, komu przyszło w pojedynkę mierzyć się z grupą przeciwników wie dobrze, o czym mowa... 

Do dzisiejszego dnia nie umiem pojąć fenomenu przywództwa opartego na koźle ofiarnym ani tego, jak wielkim poparciem ono się cieszy pomimo fałszu i okrucieństwa, na którym jest oparte...

I pomyśleć, że wszystko zaczyna się gdzieś na przedszkolnym podwórku...

wtorek, 24 września 2013

Kruchość

To dziwne uczucie zawsze mnie ogarnia, gdy jadąc tramwajem  mijam wypadek i karetkę odwożącą poszkodowanego na sygnale ... mam wrażenie gęstniejącej czasoprzestrzeni, w której rzeczy mają się zdecydowanie wolniej i mniej ważniej. Przeszłość tej osoby grzęźnie w teraźniejszości z niepewnymi widokami na przyszłość. Najpilniejsze i niemożliwe do odłożenia sprawy zastygają i wstrzymują oddech tracąc swój priorytet...
 
To dziwne uczucie podążać wtedy swoim tempem do ludzi, którzy na mnie czekają, do listy spraw ułożonej w głowie, do marzeń i planów...

Całkiem jak dziś, gdy wypełniona ogromem wrażeń dnia otwieram komputer i czytam, że trwa walka o życie kogoś, z kim niespełna cztery tygodnie temu rozmawiałam...

poniedziałek, 16 września 2013

Niespodzianka

Wczoraj nieoczekiwanie otrzymałam zapakowany prezent w postaci sms'a od koleżanki:

"jeżeli chcesz mogę jutro do Ciebie wpaść ok.11.30 na godzinę i zająć się młodszą Pociechą żebyś miała czas dla siebie"

Dziś prezent został rozpakowany:)

I choć podarowany mi "czas dla siebie" w większości wolałam spożytkować na rozmowę, to wdzięczna byłam za ten gest niezwykłej wrażliwości i za pomysł, jak można pomagać innym - tak konkretnie, że bardziej się nie da. To dla mnie ciągle wielka sztuka, której się uczę  - jak dobrze, że mam od kogo:))

Unitas

Każde dziecko nosi w sobie kod jedności małżeńskiej jego rodziców. Jeśli jedność jest zachwiana, dziecko traci poczucie bezpieczeństwa. Stąd w wychowywaniu dzieci najważniejszą sprawą jest dbanie o jedność małżeńską.

Dziś wróciliśmy pełni wrażeń z warsztatów dla małżeństw... Jak zawsze zakończone odnowieniem przyrzeczeń małżeńskich i przyjęciem Komunii Św. pod obiema postaciami.

Gdy staliśmy czekając na przyjęcie Krwi i Ciała Pana Jezusa, przez moment zobaczyłam-poczułam godność królewską, jaką każdy z nas jest obdarowany i błogosławieństwo, jakim Bóg obdarza jedność małżeńską. Płakałam jak bóbr... z niewysłowionego szczęścia....

czwartek, 12 września 2013

Dzień nie taki jak trzeba

To miał być spokojny dzień w rytmie snu i czuwania młodszej Pociechy, tymczasem wszystko poszło nie tak, bo...

starsza Pociecha wpadła w panikę, gdy przyszedł czas wsiadania do samochodu znajomych, by pojechać do przedszkola - pozwoliłam Jej zostać nie wiedząc, co dokładnie kryje się u podstawy reakcji

rano nabrałam podejrzeń o zapalenie oskrzeli u młodszej Pociechy i trzeba było wybrać się do lekarza 

do lekarza nie zdążyłyśmy ze względu na konieczność odwiezienia starszej do przedszkola - przy okazji przepadł czas na poranną zabawę i pierwszą drzemkę młodszej

kiedy wróciłyśmy z młodszą Pociechą  do domu, był czas na podanie obiadu i położenie jej spać - niestety katar i kaszel nie pozwolił na głęboki sen a cały odpoczynek trwał zaledwie godzinę...

Efekt był taki, że swoje śniadanie zjadłam w porze podwieczorku a obiad pozostał w częściach składowych ulokowanych w lodówce.

Na moment usiadłam w tym nie-takim-jak-trzeba dniu i odkryłam, że czuję się tak zmęczona, jakbym na wykopkach była i wóz kartofli do domu zaciągnęła, tymczasem ziemniaków pod oknem nie widać... Bezowocna gonitwa za straconym czasem odbierała mi siły do tego stopnia, że na spożytkowanie czasu, który jeszcze miałam, niewiele ich zostało. I całe szczęście, że to zobaczyłam, bo wieczorem zła byłabym na poranek, że tak źle wyglądał, i żadnej radości z dnia by nie było.

A tymczasem okazało się, że młodsza Pociecha zapalenia oskrzeli jednak nie ma, starsza Pociecha pięknie posprzątała bałagan, który z młodszą zrobiłam w zabawie, kąpanie i kolacja minęły nadzwyczaj gładko, tak że córeczki spały twardym snem godzinę wcześniej niż zwykle... 

ze zdumienia przetarłam oczy, po czym mając w planach prasowanie połączone z oglądaniem filmu, położyłam się spać:)))

sobota, 7 września 2013

7 września

Dziś dzień modlitwy i postu w intencji pokoju w Syrii.

Jeszcze nie teraz

Uprzednia noc mogła zakończyć się dla nas różnie. Na szczęście Anioł Stróż w porę wybudził mnie ze snu, dzięki czemu odkryłam, że w całym domu i na klatce schodowej (!) unosi się malinowy swąd z garnka pozostawionego na włączonej płycie grzejnej. Wody w nim oczywiście już dawno nie było - włożonej pieluchy tetrowej prawie też nie - większość wyparowała w postaci wody i czadu.

Przed snem nastawiłam słoiki z malinami do zawekowania i ...zapomniawszy o nich padłam ze zmęczenia. 

Czuję się tak, jakby darowano mi życie.

środa, 4 września 2013

Jezu, troszcz się Ty!

Te proste słowa, to nic innego jak modlitwa, jaką miał zalecić sam Pan Jezus kapłanowi Dolindo Ruotolo. Więcej  TUTAJ

Podzielił się nimi z nami jeden z uczestników rekolekcji i przed wyjazdem widać było, jak bardzo przemówiły one do serc tych, którzy o nich się dowiedzieli.

Dla mnie ta modlitwa także stała się ważna, więc przekazuję dalej :)

wtorek, 3 września 2013

Twarde lądowanie

I co z tego, że rekolekcje piękne, przemodlone, przemyślane i bardzo dobrze przygotowane....Dziś z ich atmosfery nie pozostało we mnie dosłownie NIC. 

Pękła tama mojej 'wszechmocności'. Słabości i niemoce ustawione gęsiego przedefiladowały po mnie jak po moście i stając na brzegu zagrały na nosie...moja pycha zakipiała... Rekolekcjonista rzekłby, że o zupie pewnie mówię;)

Zdumiewające jak wiele może zadziać się w 2,5-godzinnej podróży powrotnej z dziećmi z przedszkola. Pomieściła ona kompedium wszystkich wykładów ilustrując je obficie przykładami z życia wziętych...Aż płakać się chciało nad samym sobą, tyle że czas na to nie pozwolił.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że ostatnie dwa tygodnie były przygotowaniem do przeżycia dzisiejszego dnia i niestety spełzły one na niczym. Niestety - słowo, w którym kryje się perfekcjonizm...już to wiem -  także to, że owa wyrwa w tamie jest niczym innym jak drogą, którą przychodzi Bóg

- o ile wcześniej nie zakasam rękawów i pracowicie nie zacznę stawiać nowej zapory...