Czasami sądząc, że się przejmuje od kogoś piłkę dmuchaną, pada się ofiarą własnego złudzenia, gdy ląduje ona ciężarem ołowiu na palcach nogi...
Jak dobrze, że zaledwie dwa dni temu pytałam siebie o te momenty, gdy Bóg mnie odnajdywał. Zobaczyłam, jak na dłoni, całą retrospekcję Jego troski o to, by mnie nie stracić. Poczułam, jak niesie mnie w swoich dłoniach i jak bardzo do Niego należę.
Dzięki temu o wiele łatwiej mi się wyprostować mimo bólu i zaskoczenia ciężarem, jaki odkryłam u swoich stóp. Czy piłka jest z ołowiu - to się okaże, tymczasem pokuśtykam do Tego, który nadał mi godność po wszystkie czasy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz