Odkąd urodziłam po raz pierwszy, dosyć często zastanawiam się nad tym, jak czuje się dziecko, kiedy nadchodzi czas jego narodzin...
Czy ono się wtedy boi, czy broni się przed zmianą, czy też poddaje się temu, co i tak nastąpić musi? A może z ulgą odkrywa, że robi się dla niego więcej miejsca?
To jest, jak podróż w nowy wymiar czasoprzestrzeni. Wcześniej bezpieczny świat o granicach na wyciągnięcie ręki a tu przestrzeń trudna do ogarnięcia, wtedy czas odmierzany biciem serca i szumem krwi płynącej w naczyniach a teraz ciemność przeplatająca się z ostrym światłem dziennym, połączonym z niezliczoną ilością bodźców, które niczym deszcz meteorytów zapadają w układ nerwowy...i tylko głos matki jest ten sam...
Z biegiem lat dzień i noc zdają się być oswojone, odległości nie tak już wielkie, a bodźce niczym powietrze - stają się prawie niezauważalne choć tak niezbędne.
Przyzwyczajeni do rytmu życia staniemy kiedyś ponownie na progu...
Przyzwyczajeni do rytmu życia staniemy kiedyś ponownie na progu...
Jeśli analogia jest słuszna, to o ile większa przestrzeń na nas czeka w Wieczności, ile doznań i jak wielka Światłość nas otoczy, wraz z ramieniem ukochanego Rodzica...
Oby Jego głos był nam dobrze znany....
Oby Jego głos był nam dobrze znany....
M, piękne.
OdpowiedzUsuńDziękuję:)!
:)
OdpowiedzUsuń