Gdy siedziałam na przystanku, minęło mnie dwóch mężczyzn.
Starszy, wzburzony, mówił do młodszego. Dotarły do mnie dwa tylko zdania - pierwszego nie zacytuję ze względu na niecenzuralność, drugie zaś brzmiało:
- Poprostu nienawidzę frajerów!
Na te słowa młodszy zaczął się stawać monolitem - usztywniony kręgosłup, oczy wbite daleko przed siebie i jednostajnie przyspieszony krok sprawiający, że starszego pozostawił w tyle. Choć już widziałam tylko jego plecy, odnosiłam wrażenie, jakby wewnętrznie skulił się i czym prędzej zaczął poszukiwania kryjówki, w której mógłby opatrzyć swoje rany...
Widząc tą reakcję uzmysłowiłam sobie, że prawdopodobnie byłam niemym świadkiem najpoważniejszej rany, jaką ojciec może zadać męskości swojego syna, a przed którą tak przestrzega John Eldredge w swojej książce pt."Dzikie serce".
Jeśli tak było, to przed tym młodym człowiekiem długa i trudna droga szukania potwierdzenia swojej męskości...Dziś pomodlę się za niego.
Dla mnie to kolejna przestroga, by szczególnie w gniewie panować nad swoim językiem, a najlepiej zamilknąć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz