Jak to jest, że pytana o marzenia wymieniam miejsca, umiejętności,
aspekty dotyczące relacji międzyludzkich, rzeczy (!) - a
relację ze Stwórcą tego wszystkiego pomijam?
Pod wpływem przeprowadzonej niedawno rozmowy odkryłam w sobie pragnienie ... rozmawiania z Panem Bogiem dosłownie tak, jak to robił Mojżesz. W pierwszym odruchu chciałam je przepędzić, czując jak daleko mi do tego, wyliczając z prędkością ponaddźwiękową ilość słabości i uchybień po mojej stronie...
Ale właściwie dlaczego nie daję sobie prawa nawet o tym marzyć?
Zachowuję się tak, jakbym stojąc pod Jego domem miała odwagę zostawić jedynie wsuniętą pod drzwiami kartkę ze słowami: "Dziekuję Ci za wszystko ale nie mam śmiałości zapukać, by powiedzieć to patrząc Ci w oczy".
Jak bardzo Bóg musi czuć się osamotniony w skarłowaciałych od lęku relacjach z ludźmi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz