wtorek, 3 września 2013

Twarde lądowanie

I co z tego, że rekolekcje piękne, przemodlone, przemyślane i bardzo dobrze przygotowane....Dziś z ich atmosfery nie pozostało we mnie dosłownie NIC. 

Pękła tama mojej 'wszechmocności'. Słabości i niemoce ustawione gęsiego przedefiladowały po mnie jak po moście i stając na brzegu zagrały na nosie...moja pycha zakipiała... Rekolekcjonista rzekłby, że o zupie pewnie mówię;)

Zdumiewające jak wiele może zadziać się w 2,5-godzinnej podróży powrotnej z dziećmi z przedszkola. Pomieściła ona kompedium wszystkich wykładów ilustrując je obficie przykładami z życia wziętych...Aż płakać się chciało nad samym sobą, tyle że czas na to nie pozwolił.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że ostatnie dwa tygodnie były przygotowaniem do przeżycia dzisiejszego dnia i niestety spełzły one na niczym. Niestety - słowo, w którym kryje się perfekcjonizm...już to wiem -  także to, że owa wyrwa w tamie jest niczym innym jak drogą, którą przychodzi Bóg

- o ile wcześniej nie zakasam rękawów i pracowicie nie zacznę stawiać nowej zapory...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz